"Your red long tongue has her poison
And you spread it as you breed
In unique, transilvanian dream
Conceiving the creed of all creeds"
Karmiony ideami, niechciany obywatel Związku Radzieckiego podrzucony niczym kukułcze jajo do jednego z sierocińców dawnej III Rzeszy. Piękny chłopiec wychowany zgodnie z wymogami ówczesnego niemieckiego świata i miłości do mateczki Rosiji. Uśpiony szpieg przebrany za Niemca. Przez swoich nazwany obcobrzmiącym mianem: Jürgen Trommler.
02/12/1957, Leningrad Urodziłeś się, bo takie były następstwa podjętych decyzji i dokonanych czynów. Urodziłeś się i dla ciebie świat nie był otwartą księgą, którą miałeś zapisać. Był napisaną historią, w której byłeś jedynie trybikiem. Twoi rodzice? Nie chcieli cię poznać... nigdy nie mieli zamiaru wychować. Zostałeś porzucony, ale twój połamany anioł stróż czuwał nad tobą...
Zmierzony... zważony... oceniony...trafiłeś do grupy straconych dla idei. Do grupy wybranych, jak wam powtarzano przekonując o wyjątkowości... która... nie oszukujmy się - polegała jedynie na tym, że nikt by o was nie zapytał, gdyby przytrafiło się wam coś złego... niektórzy zginęli w trakcie szkolenia i czy ktoś o nich zapytał? ...a ty, czy zapytałeś o swoich braci i swoje siostry? Tylko szczerze! ...no właśnie...
Żywy trup. Właśnie tym byłeś od pierwszej chwili na tej ziemi... od pierwszego chałstu powietrza... i wiesz co? To nie zmieni się nigdy, chociaż może ci się wydawać, że panujesz nad swoim życiem. Nigdy nie należało do ciebie i nigdy nie będzie twoim tak naprawdę.
maj - listopad, 1967r., Berlin ZachodniMiałeś 9 lat i bujną czuprynę. Trochę dzikie spojrzenie. Siostra Britta wprowadziła cię za bramy przyklasztornego sierocińca. Nie chciałeś tam iść. Oglądałeś się za siebie. To byli wrogowie... a ty kochałeś Rosję. Nie zgadzałeś się na to, żeby stamtąd odchodzić, ale... oni wiedzieli, że to był twój moment... twój czas, by zapuścić korzenie... by zasadzić swój chwast w ich ogrodzie (poleciałem z Marcusa
)
W sierocińcu nie byłeś długo. Siostra Britta pomogła ci szybko się stamtąd wydostać. Lubiła cię. Przynosiła ci potajemnie cukierki. Żadnemu innemu dziecku nie przynosiła cukierków. Nie dziwiło cię to? Nigdy nie pomyślałeś jak to się stało, że cię znalazła tak szybko? Zastanów się nad tym teraz...
Po mszy poszedłeś do ogrodu. Wtedy zobaczyłeś stojących w bramie dobrze ubranych Niemców. Podszedłeś bliżej. Zasłaniały cię krzewy, ale ty doskonale słyszałeś o czym rozmawiają z ojcem Ralfem. Rozmawiali o adopcji... a ty wiedziałeś, że to właśnie po ciebie przyszli... tylko jak ich do tego przekonać? Państwo von Knocht nie zdążyli przejść zbyt dużego odcinka drogi, gdy dało się słyszeć przeraźliwy krzyk dziecka. Przecież losowi, trzeba było pomagać... a Dieter był pupilkiem... tego nauczyli cię w Rosji, a widziałeś, że von Knocht byli dobrze ubrani. Na tym się znałeś... Tego potrzebowałeś - dobrze sytuowanej rodziny. Tego potrzebowała Rosja.
-Nie płacz Dieter, zaraz ci pomogę. - powiedziałeś głośno. A on tylko jęknął... ciemna plama krwi barwiła podłogę.
- Pomocy! Ratunku! Dieter! - krzyczałeś jak oszalały i biegałeś we wszystkich kierunkach, byleby tylko nie dobiec... przybiegła siostra Brita... chwilę po niej ojciec Ralf i goście... Wszyscy rzucili się na pomoc Dietrowi, ale ta ładnie ubrana pani już wtedy zwróciła na ciebie uwagę... a ty doskonale wiedziałeś jak odegrać swoją rolę... przestraszonego dziecka, które jest bardzo pomocne... tą rolę grałeś przez wiele kolejnych lat... pod dachem tej rodziny... w czym pomogła ci skromna siostrzyczka. Von Knochtowie odwiedzali to miejsce jeszcze wiele razy i... dzięki niej mogłeś przed przyszłymi rodzicami wykazać się odwagą, elokwencją, zaradnością i uprzejmością... pani Maria była tobą zauroczona. Jej mąż kochał ją i spełniał każdą zachciankę... a że do szczęścia brakowało jej tylko dziecka... o resztę już się postarałeś... żewna historia z Dietrem, który był dla ciebie niczym brat... że już zostałeś całkiem sam i życie jest takie niesprawiedliwe... przekonałeś ją. Udało ci się, ty mały, czarujacy psycholu... Co więcej... udawało ci się przez lata... A dzięki siostrzyce zawsze miałeś kontakt ze swoimi. Te letnie obozy, na które wysyłali cię rodzice... gdyby oni wiedzieli co tam tak naprawdę robiliście... Strzelanie, treningi walki, sztuka szyfrów i tajemnej komunikacji...
grudzień 1967 - październik 1977Lata biegły. Wraz ze swoją nową rodziną dużo podróżowałeś, bo ojciec, który dał ci nowe nazwisko był dyplomatą. Dzięki temu poznałeś wiele języków, kultur i mogłeś trenować wiele umiejętności takich jak gra na pianinie, szermierka czy sztuki walki. Szkolili cię najlepsi trenerzy i nauczyciele. Dzięki nim nauczyłeś się wielu języków, sztuk walki, obycia w towarzystwie. Kształcili cię ludzie, którzy potrafili wydobyć z ciebie co było najlepsze. Mroczna część twojego charakteru rozwijała się w cieniu tego idealnego wizerunku, niezauważana przez nikogo. Byłeś dumą swoich rodziców. Nikt już nie pamiętał, że cię adoptowali. Nie sprawiałeś problemów... a całą resztę załatwiał twój bezczelny uśmiech. Byłeś bystry i zdeterminowany. Często odwiedzałeś Biblioteki wielkich miast, w których ojciec dostawał placówkę. Nikt nie mógł przypuszczać, że robisz coś niewłaściwego. A jednak to wszystko przyświecało jednej idei. Zdobyciu wpływowych znajomości, posiadaniu żony w odpowiednich kręgach, z właściwym dostępem do informacji nie koniecznie łatwo dostępnych... Odbierane w między czasie zadania realizowałeś jakby przy okazji, bez większego problemu. Przymykano oczy na twoje romanse, nawet z o wiele starszymi kobietami. Rodzice zdawali się tego nie zauważać, a może pobłażali ci za nadto. W końcu na każdym innym polu przynosiłeś im chlubę. W wolnych chwilach dawałeś upust swoim mrocznym zainteresowaniom, do których należało mordowanie, ale o tym miał nie wiedzieć nikt.
październik 1977 - czerwiec 1983Wyjechał do Berlina studiować medycynę. Finalnie zakończył naukę. Można by rzec, że teraz mógł się bawić w doktora Mengele i miał na to całkiem dobrą przykrywkę. W tym czasie poznał obiecującą panią naukowiec. Dziewczynę paskudną, o charakterze mu zupełnie nie pasującym, ale o dobrym sercu, łatwowierną i cholernie zdolną... do tego z rodziny, która miała szerokie koneksje w rządzie. Kogoś, kogo zdaniem swoich radzieckich opiekunów koniecznie musiał poślubić, bo była kandydatką idealną do wyciągania właściwych, tajnych informacji. Wystarczy wspomnieć, że data ślubu już była ustalona na sierpień. W tych latach również pojawiał się na rautach w ambasadach. Często właśnie z przyszłą żoną. Czarował przy tym i bawił rozmową panie, od których w luźnych i nic z pozoru nie znaczących rozmowach wyciągał informacje... które biedaczki ofiarowały mu nieświadome tego co robią. Starał się tego nie nadużywać, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń i celowo udawał, że te naprawdę ważne sprawy mu umknęły zadając wiele dodatkowych pytań odnośnie nic nieznaczących tak naprawdę rzeczy.
Na jednej z takich imprez poznał Adrianne von Casteberg. Mówić, że wpadła mu w oko, to chyba za mało. Nie pasowała tam... zupełnie jak on. To nie było jego życie, dlatego wydała mu się kusząca niczym zakazany owoc, którym w istocie była... Zamienili ze sobą zaledwie kilka słów, a on nie potrafił o niej zapomnieć toteż... wrócimy do tego jeszcze.
15/lipca/1983Obronił się, został lekarzem. Mógł przebierać w ofertach pracy i właśnie po powrocie z wakacji życia miał podjąć pracę w jednym z szpitali. Wyjechał na wyprawę do Szwecji. Niezbyt modna wówczas wyprawa typowo surwiwalowa. Namioty, fiordy, wspinaczka, krajobrazy zapierające dech w piersiach i takie tam. Padał lodowaty deszcz. Dragomir nie miał parasola... dziwnie by z nim wyglądał, ale nie uprzedzajmy wydarzeń. Ogromne krople roztrzaskiwały się na jego utwardzonej wiatrem i mrozem skórze. Część wsiąkała w ubranie. Leżał w bezruchu. Gotowy do oddania strzału. Nie zwracał uwagi na nic innego. Ręce powinny mu już zgrabieć od chłodu i deszczu przymarzającego na kurtce. Być może podmarzały.... A on w bezruchu i skupieniu sposobił się do oddania strzału, gdy ni stąd ni zowąd ktoś uśmiechnął się do niego z drugiego końca celownika. Adrienne von Castenberg? Co ona tu robiła?
Przyłapany przez Adrie ze swoim dragunovem...
"Vampiria...
You're my destiny...
My only love... and true...
Destiny..."
15/lipca/1983 - ∞Przyszła po niego... nadawał się? chciała go przetestować? Został z nią na dłużej niż wakacje. Nie pytał o nic. Upozorowali jego wypadek... śmierć... porzucił wszystko, do czego nie mógł już wrócić... zostawił za sobą spalone mosty.... pogrzebał Jurgena von Knocht... nazwał siebie Dragomirem Dragonovem i podąża za swoją panią gdziekolwiek tylko zdecyduje się ona iść... karmi się jej krwią... karmi ją swoją krwią... strzeże jej za dnia... dlatego, że to w jego interesie, by Adrie żyła... nie doszukujmy się większych podtekstów - psychopaci troszczą się tylko o siebie... o innych tylko, gdy jest im to na rękę...
"And then you fell
Becoming darkness
Shadow sun
Life is meaningless"