Why is it so dark where you’re not here
It’s dangerous how wrecked I am
Save me because I can’t get a grip on myself
Listen to my heartbeat
It calls you whenever it wants to
Because within this pitch black darkness
You are shining so brightly
Powinno zacząć się typowo, tak jak typowo powinno się kiedyś skończyć.
Początki zwykle bywają powtarzalne. Ojciec zniknął, a jego matka wychowywała syna najlepiej jak potrafiła. On w zamian musiał szybko dorosnąć, by móc być dla niej oparciem w ciężkich chwilach.
Potem bywało już tylko gorzej, bo przecież nie zawsze jest kolorowo.
Brzmi jak kolejny kiepski scenariusz. Och, aż się niedobrze robi.
Jun Ho nigdy nie lubił być zwyczajny. Może jego teksty na podryw były przewidywalne, jakby wyczytane z taniego poradnika "podrywacza", ale jego uśmiech rekompensował pewne... Braki.
Nie było jej już, a on musiał jakoś sobie radzić. A kto powiedział, że mając 17 lat, to się nie uda, prawda?! Byle dalej od tego miejsca, byle dalej od tego samotnego nagrobka.
-Park! Znowu zalegasz. - któryś z goryli pociągnął go z bara, ot tak,
jakby chciał mu przypomnieć, by się tak głupio nie uśmiechał.
-Ji, po co te nerwy, przecież obiecałem Ci kasę do końca tygodnia. Naprawdę, powinieneś wyluzować trochę, może zapalisz, dla rozluźnienia? - chłopak był całkiem wysoki, zabawnie szczupły w porównaniu do otaczających go mięśniaków.
-Żartujesz, prawda? Proponujesz mi mój własny towar? Miałeś go sprzedawać, czy może zapomniałeś?! - dało się słyszeć gwałtownie odsuwane krzesło, gdy "szef" podniósł się z miejsca. Zacisnął usta w cienką linię i ruszył do wyjścia, wymijając Jun Ho.
-Przecież wiesz, że dotrzymuję słowa, chciałem rozluźnić atmosferę... Ja... - przerwał, bo zgiął się w pół, gdy czyjś łokieć wbił się w jego brzuch.
-Między nami w porządku. Chłopcy Ci tylko przypomną, gdzie Twoje miejsce. Do zobaczenia za 3 dni. - drzwi trzasnęły, a on opadł na kolana.
Robił wiele rzeczy w swym krótkim życiu. Pracował na budowach, sprzątał, rozwoził gazety... Ale dla niego to była zbyt trudna robota. Więc w końcu zaczął wykorzystywać t co dała mu natura. Urok osobisty.
Może zaczął od złej strony, ale potem... Potem było tylko łatwiej. Ile było w tym podłym mieście samotnych ludzi, do których wystarczyło się uśmiechnąć, zaoferować im towarzystwo, oderwanie od rzeczywistości. Och... Korzystał z tego ile się dało. I nie narzekał, bo stać go było na wiele. Na spłatę długów, na porządne ciuchy i jedzenie. Całe masy jedzenia.
Czy coś mogłoby pójść nie tak?
-Hej, słuchaj... Powiedz mi, czy bolało, jak spadałaś z nieba, Maleńka? - niski głos za jej plecami. Bosz. Kolejny idiota w barze... Odwróciła się, by od razu go spławić i oniemiała.
-Ja... -chrząknęła, bo poczuła, jak policzki ją pieką. Wpatrywał się w nią, uśmiechnięty prawie od ucha do ucha. Maślane spojrzenie niewinnego szczeniaczka.
-Pozwól, ze postawię Ci drinka, szkoda, byś piła tutaj sama. - puścił do niej oczko i zaraz przysiadł się. A jej głos utkwił w gardle.
Mieszkanko w Seulu, szemrane interesy i naciąganie. To właśnie jego obecne życie. I taniec. To zawsze pomagało mu zapomnieć. Tyle, że wciąż szukał czegoś jeszcze. Ciągle mu czegoś brakowało.
Nieustannie.
Don’t wanna be lonely
Just wanna be yours
Kilka smaczków:
* Jun Ho jest całkiem wysoki, bo mierzy 180 cm.
* Nie rozstaje się ze słuchawkami, bo przecież zawsze jest dobry moment, by posłuchać dobrej muzyki.
* Jest uczulony na owoce morza.
* Lubi grać głupka, bo wtedy nikt nie bierze go na poważnie.
* Chciał zostać profesjonalnym tancerzem, tylko życie mu nie pozwoliło.
* Popala i to nie tylko papierosy.